PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=95270}

Sklep przy głównej ulicy

Obchod na korze
7,9 4 023
oceny
7,9 10 1 4023
8,2 13
ocen krytyków
Sklep przy głównej ulicy
powrót do forum filmu Sklep przy głównej ulicy

I często jest to jak kulą w płot. Zarówno w przypadku sukcesów sportowców czechosłowackich pochodzących ze Słowacji, jak i w przypadku filmów.
Ja rozumiem, że taką głupotę mógłby objawić Amerykanin. Słowacja jest daleko i jemu to wszystko jedno. Ale ignorancja tego rodzaju w wykonaniu Polaka, który nie odróżnia Ukraińca od Rosjanina, Słowaka od Czecha, czy Roma od Rumuna jest zwyczajnie kompromitująca.

ocenił(a) film na 10
per333

Per333 - ale ten film jest w bardzo dużej mierze filmem czeskim. Jeden z reżyserów był Czechem, wyprodukowano go w praskim studiu Barrandov, a spora część ekipy i aktorów to Czesi. Myślę, że najlepiej nazywać go czechosłowackim i tyle...

ocenił(a) film na 8
Bedrich

Większość ekipy technicznej i większość aktorów to Słowacy. Film został zmontowany w studiu Barrandov, podobnie jak prawie wszystkie ówczesne czechosłowackie filmy fabularne, ale nakręcony został na Słowacji, w Sabinowie. Jest to film w języku słowackim.
Oczywiście, że należy tę produkcję nazywać czechosłowacką, ale nazywanie jej filmem czeskim to kuriozum wymieszane z absurdem. Skrajna ignorancja, która wywodzi się z owych polskich "uproszczeń". Rom to Rumun, Ukrainiec to Rusek, Szkot to Angol a Słowak to Pepik. Jak mówię - kompromitujące.
Dla takiego niedouczonego Polaka Austria to to samo co Australia.

użytkownik usunięty
per333

To raczej dlatego, że na ludzi z Czechosłowacji zawsze mówiono "Czesi", odkąd słyszałem. Nikt też nie mówi "czechosłowacki film" czy "słowacki film" tylko popularne jest określenie "czeski film" na filmy które powstawały w tamtym okresie. Nawet na terenie obecnej Słowacji jest miejsce ( przy granicy z PL) nazywane niegdyś (przez Polaków) Czeska dolina (dzisiaj Ciężka dolina) - jest to w przedwojennej literaturze taternickiej.
Sugeruje, że ów tendencja bierze się z tego właśnie, że ludzie mówią "Czesi" na - nazwijmy to - dawną ludność Czechosłowacji, a nie "Czechosłowacy" czy "Słowacy". Mojemu tacie (a mieszkał dość blisko granicy ze Słowacją) często się zdarzają takie błędy i mówi "Czesi" albo, że ktoś był w "Czechach" gdy wspomina dawne czasy. To sugeruje, że tak ludzie po prostu nazywali i stąd na plakacie tego filmu masz napisane "złote lata filmu czeskiego", dlatego, że "czeski" oznacza tutaj "czechosłowacki" w domyśle i zawsze tak oznaczało.

użytkownik usunięty

* ktoś był w "Czechach" - w sensie, gdy ktoś pojechał kiedyś na teren dzisiejszej Słowacji, a dawnej Czechosłowacji.

użytkownik usunięty

na tej samej zasadzie np. na ludzi z Bośni i Hercegowiny nie mówią się "bośniohercegowinianie" czy "hercegowinianie", a "Bośniacy", bo tak prościej. I większość ludzi będzie mówić "byłem na wakacjach w Bośni", zamiast "byłem na wakacjach w Bośni i Hercegowinie" albo "w Hercegowinie" , mimo, że fizycznie będzie na ziemiach Hercegowiny. Tutaj nastąpiło coś podobnego. Nie tyle ignorancja, co uproszczenie językowe.

ocenił(a) film na 8

To nie do końca dobra analogia. Hercegowina zawsze była tylko regionem, zresztą niedużym. Nie miała tradycji państwowości ani jakichkolwiek innych zorganizowanych form administracyjnych. Niekiedy zaliczana geograficznie do Bośni, jako całości.
Z kolei określenie Bośniacy oznacza co innego niż Boszniacy, i tutaj język polski daje radę z rozróżnieniem obu pojęć.
Słowacy, natomiast, to naród historyczny, istniejący od wieków, podobnie jak ich kraina, zwana dawniej Górnymi Węgrami. Bywało, że nazywano ich słowiańskimi Węgrami. Część ówczesnych szczątkowych elit słowackich przyjmowała taką tożsamość.

Nie jest też prawdą, że wszyscy potocznie nazywali Słowaków Czechami w czasach istnienia państwa czechosłowackiego. Sam doskonale pamiętam przymiotnik "czechosłowacki" używany przez wielu ludzi, funkcjonujący w literaturze i mediach. Gdy kiedyś, jako mały chłopiec, w latach 80. spływałem Dunajcem w łodzi flisaków, za każdym razem podkreślano, że po drugiej stronie Tatr jest Słowacja. W słynnej piosence Tadeusza Woźniaka "Hej, Hanno" też mamy zwrot "po słowackiej stronie".
Jest to więc kwestia wykształcenia, douczenia, wiedzy, a nie potoczystości językowej. Ci, którzy mają większą świadomość, używają określeń precyzyjniejszych. Prostsi ludzie, gorzej wykształceni, mają skłonność do owych "uproszczeń", a w zasadzie przeinaczeń. Dlatego dla nich Rom to Rumun, Ukrainiec to Rusek, Szkot to Angol a Słowak to Pepik...

użytkownik usunięty
per333

Co do Bośni, to był tylko przykład jaki przyszedł mi do głowy. Nie jestem historykiem, więc też tutaj jestem "prosty człowiek", jeśli chodzi o te kwestie.

Twoje spostrzeżenie, że im bardziej prości ludzie tym mniej precyzyjniejsze określenia jest więc bardzo trafna. Dlatego, że bogactwo języka obrazuje poziom wiedzy, wrażliwości, spektrum odczuć, rozwoju kultury, duchowości, etc. Prości ludzie będą myśleć, że to nie ma znaczenia i mają rację. Bo dla nich nie ma znaczenia, tak samo jak dla prostego człowieka nie ma różnicy między zielonym, a turkusowym, a powiedzmy jakiś wybitny malarz wyróżni z kilkadziesiąt nazw na sam zielony, dlatego, że tyle wyróżni odcieni zielonego. Dla człowieka z miasta na łące rosną "chwasty", a dla człowieka ze wsi tam jest setki różnych ziół i każde ma inną nazwę.
Sam tutaj na forum ostatnio pisałem do ludzi, którzy mówili 'piękna kobieta' opisując jej zmysłowość. Kiedy piękno jest czymś innym niż uroda, a uroda czym innym niż zmysłowość. Taki przykład.
Np. w sanskrycie jest masa słów na takie słowa jak błogość. Jest bhoga, które można przetłumaczyć bardziej jako przyjemność. Taka bardziej zmysłowa, cielesna, choć nie tylko. A na wyższe odczucia jest kilka innych nazw, np. najbardziej znane ananda, ale jest wiele innych. Jeśli jeszcze dodatkowo rozumiemy, że każda litera ma specyficzne znaczenie, że istotna jest wymowa, dźwięk, a nawet kształt, to wiadome jest, że powstałe słowa to nie jest jakieś czyjeś widzimisię, przypadek, a odzwierciedlenie pewnych realiów. Szczególnie, że niektóre słowa łączą się w rodziny słów, i na podstawie tego można wysnuć jakieś tam niuanse.

użytkownik usunięty
per333

Dzisiaj patrząc na tendencje do zubożania języka, tak jak mamy w angielskim, czy też w naszym języku, to widać czego jest to rezultatem. Precyzja jest więc niezwykle ważna. Np. na niektóre tematy nie da się dyskutować nie poszerzając słownictwa, nie posługując się matematyczną wprost precyzją, dlatego dochodzi do nieporozumień co kto ma na myśli. I to co ktoś może w jednym zdaniu określić - nazwijmy to - szyfrem, zrozumiałym dla nielicznych, żeby wyrazić to zwykłym, zrozumiałym dla wszystkich językiem, musiałby użyć np. dziesięciu zdań. Stąd potrzeba tworzenia nowych słów, etc. Jest to odwrotne do zjawiska "nowomowy", gdzie słownictwo jest redukowane do minimum. Oczywiście nie mam na myśli jakiegoś słownictwa naukowego, technicznego jak np. w medycynie czy informatyce, a coś co uniwersalne dla każdego, opisujące świat jego codziennych wewnętrznych przeżyć. Jasne jest, że każdy w swojej dziedzinie, w której jest specjalistą, będzie używał precyzyjnych słów, które są niezrozumiałe dla innych, ale chodzi o to, co wspólne dla wszystkich. Choć ktoś bardziej rozwinięty ogólnie będzie w każdej dziedzinie dążył do pewnej precyzji, więc w podstawowych kwestiach będzie też precyzyjny.
I to chyba Orwell pisał, że redukując język człowieka, słownictwo które używa, o wiele łatwiej nim sterować. Dlatego, że słowa, oprócz znaczenia, niosą pewną moc, kierują też naszą uwagę na subtelność rzeczy i zjawisk, a to oznacza, że są środkiem poprzez który poznajemy samych siebie i świat. Jeżeli więc język ubożeje, to sami stajemy się ubodzy i nasz świat ubożeje. Oczywiście tu wchodzi jeszcze coś takiego jak gubienie prawdziwego znaczenia słów z powodu ubogości odczuć, więc skutkiem tego jest naturalny zanik niektórych słów, etc. No przykładowo mamy reklamę czekoladek i w niej hasło "miłość". No zupełnie nie na miejscu jest użycie takiego słowa w kontekście czekoladek, niemniej młody człowiek przyswaja i mówi potem "kocham jeść to" czy "kocham tą zabawkę", a potem opisując pożądanie albo jakieś wzajemne zainteresowanie mówi do dziewczyny "kocham cię". A to w ogóle nie to słowo, nie to odczucie. Wyobraźmy sobie - taka Orwellowska wizja, mam nadzieję, że nie nastąpi - że za 200 lat miłość to będzie archaiczne, niezrozumiałe słowo, a słowo przyjemność czy zadowolenie będzie jedyne używane na opisane relacji. Jeżeli dzisiaj jest używane w takim kontekście powszechnie, to jakby idziemy w tym kierunku.

Problem nakreślony w wątku jest powszechny znany wszędzie, nie tyczy się tylko historii, polaków, nazywania krajów czy narodowości :) Zresztą na IMDB na forum tego filmu, też ktoś, może jakiś amerykanin, używa sformułowania czeski film :)

ocenił(a) film na 8
per333

Zdecydowana przesada. Całe życie mieszkam około 25 km od czeskiej, wcześniej czechosłowackiej granicy i pewne określenie nie wynikają z ignorancji czy niewiedzy ale z miejscowego zwyczaju. Pepik to nigdy nie był synonim Słowaka a właśnie Czecha. Za nieboszczki Czechosłowacji również przymiotnik czeski, czeska był w powszechnym użyciu mimo że odrębnej Republiki Czeskiej nikt wtedy - w Polsce - nawet sobie nie wyobrażał.

per333

I ovzywiscie glupi polak nie odroznka vietnamczyka od chinczyka a segenalczyka od nigeryjczyka ...wez patelnie w kuchni i walnij sie po czesku..w leb

Amiga1240

+1. Najlepiej rozgrzaną.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones