Światełka alarmowe zapalają się już na początku filmu,za sprawą kiczowatych efektów graficznych na miarę legendarnej już "Bitwy pod Wiedniem". Żywiłem nadzieje, że to krótkotrwały wybryk, ale okazały się one płonne - twórcy raczą widza tandetą coraz szczodrzej, co przyprawia o mdłości; szkoda nawet czasu na opisywanie. Wytrzymałem do momentu, w którym to młody kochanek udaje się na spotkanie z wybranką swego serca, przelatując z drzewa na drzewo i niknąc okresowo pośród listowia. Nie mniej oryginalnie na umówione miejsce zmierza dziewczę - porusza się co prawda po podłożu, jednak miejscami wzbija się w powietrze, podfruwując sobie raźnie. Zakończyłem oglądanie dokładnie w momencie spotkania kochanków, co ma wymiar symboliczny. Pewien amerykański polityk stwierdził: "90% moich wyborców to debile, więc robię kampanię dla debili". Twórcy tego filmu kierują się chyba tą samą zasadą i moim zdaniem zajdą wysoko, co potwierdza średnia ocen.