Co my tu mamy? Piękne panie, panów wyglądających jak panie i panów bardziej męskich z twarzy, sznurków na kilogramy oraz kilkunastu informatyków pracujących na efektami komputerowymi.
Film oglądało mi się b. przyjemnie, jednak do niektórych obrazów z tego gatunku czegoś mu brakowało. Wątek miłosny (jak napisano już na forum) jakoś mało przekonywujący, a same walki bardziej przypominały (w większości) pojedynki rewolwerowców - ciach/bach i po 5 sek. oglądamy (efektowną, jak zawsze w azjatyckim kinie kostiumowym) minutową śmierć postaci. Więc ani romans im się do końca nie udał, ani kino akcji nie do końca było malinowe, a jednak miło się to oglądało...
Oglądając film przyszły mi na myśl dwie uwagi:
Po pierwsze, czy twórcy filmu czytali komiksy amerykańskie? Nie mam im oczywiście tego za złe, sam lubię poczytać, a tu tak ładnie obmyślili kilka postaci - nawet przez chwilę był Wolverine :).
Po drugie - skoro wioski miały wybrać po pięciu shinobi, to znaczy, że mieli z czego wybierać i ktoś w tych wioskch pozostął chyba do obrony, no ale nie czepiam się - elegancko było. Siódemkę stawiam. Pozdrawiam!
PS. Azjaci mają tendencję do przedłużania niektórych scen w nieskończoność - zawsze mi się to kojarzyło z przysłowiowymi 'opisami przyrody' w książkach, które, gdy za długie - skracało się, przerzucając kartki ;).