Ostrzyłem sobie apetyt na ten tytuł, niestety - jak dla mnie porażka. Pomijam to, ze nie byłem przygotowany na baśniową konwencję. Jednak to mnie nie raziło. Zdaję sobie sprawę, że jest to element konwencji kina azjatyckiego.
Przede wszystkim - do bani scenariusz. Toporny. Szalenie niespójny i nielogiczny. Choćby kwestia pacyfikacji osad shinobi. Samuraj posługujacy się włócznią był zaporą niemal nie do przebicia nawet dla całego oddziału samurajów z mieczami. Autentyczna postać historyczna, mistrz walki dwoma mieczami i artysta, Musashi Miyamoto zasłynął rozgramiając w pojedynkę całą bandę właśnie włóczników. A był przecież zwykłym śmiertelnikiem. A tu cała osada pół-bogów jest masakrowana bez zadnego oporu z ich strony. Zostaje wydany rozkaz przerwania pacyfikacji i armia niemal natychmiast ten rozkaz realizuje, pomimo, ze była oddalona o wiele dni marszu. To jak ten rozkaz odebrała? Cesarz zadzwonił z komóry? :D
Takich nielogiczności jest cała masa. Do tego przewidywalność fabuły, aż do bólu (poza nielicznymi wyjątkami).
Po całym filmie pozostał olbrzymi niedosyt.