Owszem, film jest dosyć dobry, nieźle się go ogląda, losy bohaterów wciągają, ale bardziej tych drugoplanowych. Kobieta - trucizna to jest to! Za to główni bohaterowie są dla mnie totalnie bez wyrazu, zwłaszcza Gennosuke - chłystek, nadający się raczej do japońskiego filmu dla nastolatków. Za to aktorka grająca Oboro - kompletnie wysiada przy chińskich aktorkach z "Hero", czy "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka". Poza tym trochę drażnił mnie nadmiar groźnych min, które z pasją stroili wszyscy bohaterowie. Trochę to zbyt patetyczne, jak dla mnie.Japończycy chyba próbowali zrobić coś na wzór wspomnianych przez mnie chińskich epopei, ale wyszedł im niestety tylko ładny obrazek bez większej głębi. Film miał cel głównie komercyjny, o czym świadczy fakt, że bohaterami uczyniono wojowników Shinobi (po naszemu ninja), który to wątek raczej dotychczas nie spotykał się z uznaniem wśród klasyków japońskiego kina. Motyw ninja został za to już dawno zaadaptowany przez kulturę Zachodu. Wiadomo więc do kogo film został zaadresowany i tak naprawdę niewiele z niego można się dowiedzieć o japońskiej kulturze. Lepiej sięgnąć do Kurosawy i opowieści o samurajach!