Film tekturowy. Reżyser nie ma pojęcia o wojnie. Starczy powiedzieć, że Kapitol jest otoczony murem jak w średniowieczu i ma bramę którą taranuje czołg. Zachowanie żołnierzy jak z gry komputerowej. Pokazana tylko jedna strona konfliktu, której sprzyjają papierowi bohaterowie.
Oddział szturmujący gabinet prezydencki to pięć osób, które przypadkiem zauważyły, że dziennikarze idą do budynku rządowego i stwierdzają, że idą za nimi. Naprawdę. Groteskowo, śmiesznie, patetycznie. Na scenie śmierci jednej z postaci zacząłem się śmiać. Film wygląda bardziej na komedię niż film wojenny z morałem.
Mnie tam zdziwił opis fabuły że Teksas jest w sojuszu z Kalifornią. To tak jakby pogodzić sunnitów z szyitami, wodę z ogniem a Koreę północną z południową